Oczywiście, jak co roku, szykowaliśmy swoje siły, na tak zwany, długi weekend: od czwartku, 30 maja (Święto Bożego Ciała) do poniedziałku, 3 czerwca (urodziny Kasi i zaplanowany, wolny dzień w pracy) żeby sobie, wreszcie, dobrze pożeglować...
Kolejny dzień na żeglowanie, piątek 31 maja, powitał nas, znowu, burzowymi prognozami i zapowiedziami wiatru 3-4 w skali Bft. Postanowiłem przygotować się na takie warunki, biorąc "profilaktyczny" ref i tuż po starcie, wydawało się, że taka decyzja była słuszna! Żeglowaliśmy w dość rześkim, północno-wschodnim wietrze. Prognozowany wzrost siły wiatru, zapowiadał fajną zabawę. W ten sposób, dwoma zwrotami przez sztag, doszliśmy w rejon centralnej mielizny - pozostałości po wyspie, znanej m. in. z filmu Andrzeja Kondratiuka pt. "Hydrozagadka". Ominęliśmy znaki kardynalne, oznaczenia tego "odosobnionego niebezpieczeństwa", aż minęliśmy trawers naszej, zeszłorocznej mariny, czyli WDW "Rewita" i ... Wiatr zaczął zdychać.
Frustracja i dylemat skippera: Rozrefować, czy czekać na powrót wiatru? Zawróciliśmy - zrobiliśmy zwrot przez rufę, ustawiliśmy się na kursie baksztag lewego halsu i wolniutko rozpoczęliśmy powrót. Wiatr nie zdechł zupełnie, więc powoli posuwaliśmy się na Południe, czyli dokładnie w zamierzonym kierunku - Water-Club w Nieporęcie, mieliśmy na wprost, przed naszym dziobem. W mojej głowie, jak często w takich chwilach, pojawił się projekt modyfikacji ożaglowania, tak by można było, szybko i skutecznie, refować i rozrefować "w biegu", na wodzie. Dlaczego, nie zrobiłem tego wcześniej? Ale... Zanim rozważyłem najlepszą wersję, wiatr powrócił...
Sprawnie i szybko, powróciliśmy na nasze miejsce. Bez nadmuchiwanej rolki, aby wyciągnąć "Uitwaaien" na plażę, musieliśmy wyjąć z wnętrza kadłuba całe wyposażenie i zdemontować maszt. Dwóch sprawnych mężczyzn, wyciąga na brzeg w pełni wyposażoną łódkę! Ale jesteśmy załogą dwojga emerytów...
Sobota, 1 czerwca, była już od dawna przeznaczona, na przygotowanie do urodzin-jubileuszu Kasi, a niedziela na tę rodzinną uroczystość. Nad ZZ mieliśmy powrócić w poniedziałek, 3 czerwca. Ale powitał nas pochmurny poranek z nisko wiszącymi, deszczowymi, jak się wydawało, chmurami, które nie zostały przegnane do południa. Do tego, wszystkie prawie modele pogodowe, które obserwuję, pokazywały burze i deszcz. A przecież, to miała być dla nas przyjemność! Około 11-tej spadł jakiś deszcz i odpuściliśmy. Trudno. Być może jesteśmy mięczakami? Powiedziałem Kasi, że kiedyś bym się w ogóle nie zastanawiał, tylko pojechał i najwyżej zmókł. Ale teraz? Zmoknięcie i zmarznięcie, czy siedzenie na brzegu i czekanie na poprawę pogody? Już nie dla nas!
Poniżej kilka zdjęć i link do YouTube - zdjęcia i filmik autorstwa Kasi:
Komentarze
Prześlij komentarz