Na piątek, 15 lipca, umówiliśmy się na żeglowanie z kolegą Łukaszem. Łukasz jest kolegą z "bańki fotograficznej", czyli poznaliśmy się, dzięki mojemu drugiemu, a naszemu wspólnemu, hobby – miłości do starych aparatów fotograficznych i tradycyjnej fotografii*.
W prognozie pogoda była, "jak drut" – raczej umiarkowanie ciepło, około 20
stopni Celsjusza i równy wiatr z Zachodu, którego zapowiadana siła, z dnia na
dzień, miała być wyższa, by w końcu prognoza pokazała 5 w skali Beauforta, a
niektóre modele, nawet 25 węzłów w szkwałach.
Dla Łukasza, miał to być pierwszy w życiu rejs pod żaglem. Ja, wiadomo –
emeryt-rencista, czyli dziadek melepeta. No prawie. Wiadomo było, że
zarefujemy. Postanowiłem, że jednak zarefujemy całkowicie – żebym ja nie
dostał zawału i żeby nie zniechęcić Łukasza. Jak zwykle u mnie, zbyt
asekuracyjnie, bo chociażby masą naszej załogi moglibyśmy wybalastować większy
wiatr, albo o wiele szybciej i nadal bezpiecznie żeglować, gdyby wziąć o jeden
ref mniej. Ale skipper dobiera środki do swoich, aktualnych możliwości.
O moich możliwościach i różnicy jaką dają, kilkanaście lat mniej i dobre
zdrowie, miałem się dowiedzieć natychmiast, podczas stawiania masztu.
Drewniany, skrzynkowy, czyli pusty w środku maszt naszego GIS-a waży około
10,5 kg. Ja do manewru stawiania, lub kładzenia masztu, muszę się specjalnie
przymierzyć, zająć odpowiednią pozycję, zastosować dźwignię, oprzeć go na
rękach lub nawet na barku, a Łukasz … Łukasz wziął go, po prostu, w dwie ręce
i wstawił do gniazda. W ten sam sposób, po zakończonej podróży, go z gniazda
wyjął i położył.
Jak to z tym zapowiadanym wiatrem było? Dokładnie tak, jak w prognozie, czyli
wiało z Zachodu 5 w skali Beauforta, chwilami szkwaliło, pewnie ze 25 węzłów,
czyli tyle, ile zapowiedziano. Zachodni brzeg jest dość blisko, dzięki temu
nie rozbudowywała się wysoka i stroma fala. Postanowiłem pokazać możliwości
skrajnie zarefowanego GIS-a. Skromne, bo żagla mieliśmy jednak trochę za mało.
Nie odpłynęliśmy daleko z wiatrem, by musieć potem „piłować” pod wiatr i fale i
chodziliśmy pełnymi bajdewindami, dla osiągnięcia najwyższych możliwych
prędkości, na tak maleńkim skrawku żagla. Większość napotkanych jachtów
również była zarefowana, z wyjątkiem małych Optymistów, które w tych
warunkach, jako o wiele lżejsze, były nieco szybsze od nas, a także Lasera,
który chodził w ślizgu.
Na początku, miałem nieco przyspieszony oddech i tętno, ale dość szybko
przywykłem do silniejszego wiatru, niż tego, jaki zwykle, z powodu kiepskiej
kondycji, doświadczam. Wszystko pod kontrolą! Bardzo przyjemne, spokojne
żeglowanie. Łukasz spokojny, jak głaz. Późnej powiedział, że podobało mu się
wtedy, kiedy wiało naprawdę mocno i kiedy coś się działo, np. robiliśmy
zwroty. Czyli, bardzo prawidłowa reakcja! Szkoda, że na kecie, znaczy żaglówce
z jednym żaglem, nie miał do obsługi swojego żagla przy zwrotach, bo od razu
poczułby więcej przyjemności, ale zapowiedział, że na pewno wróci na wodę
pod żagle, bo początki na GIS-ie, chociaż skromne, mu się jednak spodobały.
Poniżej:
ekran video, jako strona tytułowa artykułu,
zdjęcia GIS-a „Uitwaaien”,z plaży - przed i po,
prognoza (zrzut ekranu aplikacji windy.app na smartfonie)
oraz video z tego żeglowania – związane
z zabawnym wypadkiem obrócenia się kamery o prawie 90 stopni, co wymagało
korekty obrazu, przez jego obrót, dla wyrównania horyzontu – video długie,
bo żal mi było je radykalnie skrócić, więc na pewno, jest nudne!
____
*) link do mojego bloga fotograficznego.
Well Done Robert!
OdpowiedzUsuńThank you MIK!
Usuń