Podróż - Zanim wyruszymy w rejs #12

Podczas jednej z internetowych pogadanek, organizowanych przez administratora fejsbukowej grupy Dinghy Cruising PL, Wojtek Bagiński powiedział, że jego w spędzaniu czasu na wodzie najbardziej kręci podróż. Chodziło o podróż w nieznane, niezależnie od rodzaju łodzi, wiosłowej, czy żaglowej - dlatego ponoć nigdy nie zorganizował rejsu tym samym szlakiem dwa razy. Bardzo fajna idea, która za każdym razem otwiera przed nami nowe, nieznane możliwości. Pomyślałem wtedy, że niezwykle piękne jest móc swobodnie otworzyć się na wszystko nowe i nieznane – bez lęku i obaw, chociażby jeśli dotyczy to tylko wakacyjnego, kilkudniowego rejsu małą łódką z punktu A, do punktu B.

Podobno w naszej psychice istnieje wrodzony lęk, lub przynajmniej spora obawa, przed nieznanym i chęć zachowania wszystkiego w znanych torach i w stałej rutynie. Umiejętność otwierania się na to co nowe i nieznane, nie jest dana wszystkim, a jednak, chociażby z wiekiem, uświadamiamy sobie, że wokół nas i w naszym życiu, nieustannie wszystko się zmienia, pomimo naszych chęci do zatrzymania przynajmniej części siebie i otoczenia w niezmiennym, znanym nam od zawsze, stanie i powtarzalnym rytuale codzienności. Pomimo naszych pragnień i wysiłków, zmienia się wszystko wokół. Zmieniają się rzeczy bliskie i dalekie. Przychodzą i odchodzą ludzie. Rodzą się, dojrzewają, starzeją i w końcu umierają najbliżsi i dalsi przyjaciele, znajomi oraz rodzina. Dostrzegamy z całą mocą tego doświadczenia, że zmieniamy się i przemijamy ku ostatecznemu kresowi również my sami. W dzieciństwie i młodości mogliśmy sobie wyobrażać, że o ile cokolwiek się zmienia, to wyłącznie zmierza ku lepszemu, a na wyraźne symptomy, że może być zgoła inaczej, zupełnie nie zwracaliśmy uwagi.

Zwykle snujemy marzenia i plany oraz oczekujemy ich realizacji. Mogą one dotyczyć spraw ważnych i mniej istotnych, ale zwykle odczuwamy ból z powodu ich niespełnienia. Dotyczy to również planów i oczekiwań, związanych z moim najważniejszym hobby, czyli weekendowym i wakacyjnym żeglowaniem małymi łódkami. Miałem nadzieję, że już tak drastycznie zminimalizowane oczekiwania, polegające na kilku letnich weekendach, spędzonych we dwójkę plus nasz piesek, na wodach Jeziora Zegrzyńskiego, na naszej żaglowej łodzi typu Goat Island Skiff „Uitwaaien” i kilka letnich dni nad Zatoką Pucką wraz z gronem serdecznych znajomych i przyjaciół i ich łodziami proa, pod żaglami typu kleszcze kraba, będą zawsze w zasięgu realizacji.

Już wiosna bieżącego roku pokazała mi, że chyba nie wszystko idzie dokładnie po mojej myśli. 

Zwróciłem uwagę, że mniej ciągnie mnie do garażu, gdzie zimują obie moje łódki. Chyba wyszukiwałem wymówek, bo bałem się głośno przyznać, że czuję się źle, że brakuje mi siły i nie bardzo potrafię zebrać się, by podjąć decyzję i rozpocząć przygotowania do sezonu. Wkrótce okazało się, że jestem chory i w trybie pilnym trafiłem do szpitala. Nagłe i niespodziewane zachorowanie, pomimo wcześniejszych sygnałów, zawsze wybija z rytmu i radykalnie zmienia plany. Na szczęście obyło się bez interwencji chirurgicznej i jeśli wszystko pójdzie dobrze sprawa zamknie się półroczną terapią lekową. Kilka dni wcześniej, do szpitala trafiła moja mama. Od razu wiedzieliśmy, że to zmieni u nas wiele, bo będziemy musieli po jej powrocie, koniecznie zorganizować stałą opiekę, a w domyśle mogło to również oznaczać, że sami będziemy musieli tę opiekę sprawować. Dzisiaj (13 maja 2025) piszę tego posta w mieszkaniu mamy w przerwach pomiędzy doglądaniem jej w codziennych czynnościach. Właśnie zamieniłem się tu z moim bratem, który pod moją nieobecność musiał wszystko zorganizować. Nagle zmieniła się całkowicie codzienność nasza, naszych rodzin i oczywiście naszej mamy. W sumie jesteśmy szczęściarzami, bo do tej pory, mogliśmy zajmować się swoimi sprawami. Ale to się właśnie skończyło.

Pomimo tego, że uzyskałem ponowne zapewnienie, że przystań Water Club Nieporęt wciąż czeka na nasz przyjazd i trzyma dla nas miejsce, nie jestem pewien, czy i kiedy dam radę zorganizować transport GIS-a. Również zastanawiam się, czy uda nam się pojechać do Rzucewa na zlot proa. Wszystko jedno, czy z BETH „YuanFen” na bagażniku dachowym, czy bez niej. Oczywiście, wolałbym z BETH, ale jeśli uda się tak, czy siak, to byłoby naprawdę super.

Kiedy leżałem w szpitalu, podłączony do kroplówek z lekami, nie mając wtedy jeszcze pojęcia, jak długo to może potrwać, przyszedł mi do głowy banalny slogan:

„Życie, to podróż z przygodami.”

I wtedy przypomniał mi się kultowy cytat z filmu Forrest Gump, który bardziej błyskotliwie wyraża tę myśl - cytuję z pamięci:

„Życie jest jak bombonierka z czekoladkami – nigdy nie wiesz, co ci się trafi.”



Komentarze