Zlot pod Kleszczami Kraba (d. Zlot Proa) 2022

Od 21 do 31 lipca w Rzucewie, na terenie Parku Kulturowego i Muzeum "Osada Łowców Fok w Rzucewie" odbył się Zlot pod Kleszczami Kraba 2022, czyli bezpośrednia kontynuacja Zlotów Proa. Po prostu, oprócz łodzi typu proa, biorą w nim udział inne jednostki np. katamarany z ożaglowaniem typu kleszcze kraba, więc jakby naturalnie zmieniono nazwę Zlotu, rozszerzając nieco jego formułę. Podczas weekendu 23-24 lipca, można było "zwiedzać" jednostki uczestniczące w Zlocie. W tym samym czasie odbywał się kaszubski festyn i obie imprezy stanowiły niezłą atrakcję, dla turystów i mieszkańców.

Zlot jest bardzo miłą imprezą dla grupy entuzjastów łodzi typu proa i ożaglowania typu kleszcze kraba, a także żeglarstwa w polinezyjskim duchu. My również chcieliśmy, po raz kolejny, dołączyć do tej grupy i znowu wraz z naszym pieskiem, Miśkiem. Zlot jest też miejscem dla wymiany doświadczeń, spotkań towarzyskich, a także sprawdzenia nowych rozwiązań łodzi typu proa i specyficznego typu ożaglowania. W tym roku, jeden z organizatorów i projektant proa, Janusz Ostrowski, testował prototyp katamarana Pjoa Cat600 z żaglem kleszcze kraba na maszcie bramowym. Jak to z prototypami bywa, nie wszystko poszło, jak z płatka, ale już w kolejnych dniach, po wprowadzeniu pewnych modernizacji, katamaran żeglował szybko i dzielnie, oraz odbył dziewiczy, dwudniowy rejs z Rzucewa, przez Kuźnicę do Helu i z powrotem, początkowo w wietrze do 6 w skali Beauforta – przeszedł dzielnie morską próbę.

Podczas Zlotów, warunki wiatrowe bywają różne, od bardzo lekkich, po wiatry silne, dla małych jednostek, na sporym akwenie Zatoki Puckiej, ze względu na podnoszącą się szybko stromą falę, wymagające. Nie obywało się bez awarii, ale do tej pory bywało na tyle bezpiecznie, że kończyło się na śmiechu i opowieściach, przy ognisku.

Tym razem, w Zlocie uczestniczyło, nieformalnie, dwoje młodych ludzi w moim wieku z Czech, na małym, składanym trimaranie własnej konstrukcji z ożaglowaniem typu slup, na obrotowym maszcie. W poniedziałek, niektóre załogi proa i katamaran Wharram Tiki26 „Aloha Miłego Dnia” wyruszyły z Rzucewa, na drugą stronę Zatoki Puckiej w kierunku Kuźnicy, by przez Mewią Rewę (Ryf Mew) wrócić do Rzucewa. My z Kasią, znaleźliśmy się w załodze tego katamarana. Okazało się, że za nami podąża czeski trimaran. Widać było, że niezbyt dobrze radzi sobie z rosnącą falą i wiatrem o sile około 3-4 Bft. Wtedy zawróciliśmy. Również i oni zawrócili. Katamaran Tiki26 szybko dogonił mały trimaran. Z krótkiej rozmowy zrozumieliśmy, że radzą sobie, wszystko jest OK, ale będą jednak wracać do Rzucewa. Zawróciliśmy więc w kierunku Kuźnicy, gdzie spotkaliśmy się z dwiema małymi proa, które dotarły tam przed nami. Mieliśmy bardzo przyjemną i szybką żeglugę, postój w Kuźnicy, "zakręt" przy Mewiej Rewie i spokojny, ale ekspresowy (8 węzłów!) powrót do Rzucewa z wiatrem o rosnącej, do 5 w skali Bft, sile.

Dalsze losy dwojga młodych ludzi w moim wieku i ich trimarana, znam z drugiej ręki, czyli z relacji uczestników Zlotu, którzy pozostali tego dnia w obozie i/lub żeglowali blisko brzegu, nie byłem bowiem świadkiem tych wydarzeń. Podobno, po naszym rozstaniu, trimaran nie zawrócił definitywnie do brzegu, lecz żeglował, przy rosnącej sile wiatru i fali i wywrócił się w okolicach Cypla Rzucewskiego. Zdarza się – to nie było problemem. Małe łodzie, również wielokadłubowce, czasami się wywracają - zresztą, chyba następnego dnia, wywróciła się mała jednostka proa, Pjoa Laguna, Michała i Marty, skończyło się na zamoczeniu. Niefortunni żeglarze z trimarana, poprosili o holowanie sternika przepływającego obok motorowego skutera wodnego i tutaj zaczął się problem. Skuter zaczepił linę i, jak to skuter, rozpoczął holowanie, dając ostro gazu, na rosnącej fali. Wciągnął trimaran, wraz załogą, pod wodę. Trimaran takich obciążeń nie wytrzymał i rozpadł się, na kawałki, łamiąc maszt i poprzeczne belki. Któraś z łamiących się części uderzyła kobietę w twarz, tak nieszczęśliwie, że okazało się złamanie kości szczęki. Bardzo pomocny okazał się, jak zwykle, Dobry Duch Zlotu, Leszek, organizując dowóz rannej kobiety do szpitala (Puck i Wejherowo) i monitorując dalsze losy. Po uzyskaniu diagnozy i dużej ilości środków przeciwbólowych, Czesi zdecydowali się wracać, na skomplikowaną, jak się okazało, operację do Czech. Trimaran, w kawałkach, został sprowadzony przez załogę katamarana "Aloha Miłego Dnia", do obozu w Rzucewie, skąd mogli go bezpiecznie zabrać. To najsmutniejsza opowieść w całej, dotychczasowej historii wszystkich Zlotów łodzi typu proa i żagli typu kleszcze kraba...

Poza tym, Zlot był kolejnym, pięknym spotkaniem ludzi, z których część się znała już od lat, część poznała się internetowo z okazji wspólnych zainteresowań łodziami typu proa oraz ożaglowaniem typu kleszcze kraba. Były wspólne rejsy, były spotkania przy ognisku, były też wizyty znajomych i przyjaciół. Wypady do Pucka i na plażę w Kuźnicy, aby zobaczyć prawdziwe morze. Oczywiście, były też długie rozmowy.

Miałem okazję pożeglować proa Miruna Pjoa z Wojtkiem. To jedna z najszybszych jednostek na zlocie. Wiało mocno, do 6 Bft, ale od brzegu, więc nie spodziewaliśmy się silnej fali. Miruna Pjoa, kiedy dostaje podmuch wiatru, po prostu gwałtownie przyspiesza, „wgniatając w fotel”, ale czasami potrafi unieść pływak „ama”. Tak było i tym razem – poczułem, że lecę nad wodą i wyszedłem na balast. Piękna, bardzo szybka, emocjonująca żegluga. Co mogłoby stać się nie tak? Podpłynęliśmy trochę zbyt blisko zadrzewionego klifu – wiejący od tego brzegu wiatr, potrafi zawirować, a nawet odwrócić swój kierunek. Tak też się stało. Podczas próby wykonywania zwrotu – na proa pacyficznym zwanego szantowaniem, lub wekslowaniem, czyli przestawieniem żagla z dziobu na rufę, zamianą dziobu z rufą i kontynuowania żeglugi w odwrotną stronę, przy pływaku „ama” skierowanym zawsze w kierunku wiatru – wiatr gwałtownie zawiał od drugiej strony, złapaliśmy tzw. „backwind”, co groziło wywróceniem masztu wraz żaglem. Wojtek, natychmiast, szybko wybrał, do oporu, szot grotżagla, co zapobiegło wywróceniu się masztu z żaglem, ale nie było możliwości odwrócenia łodzi na właściwy hals, pomimo naszych usilnych prób wiosłowania i obracania, jak na zwykłym kanu. Powierzchnia żagla była zbyt duża, a wiatr zbyt silny, byśmy mogli przeciwstawić im siłę naszych obu wioseł. Był tak silny, że chwilami zatapiało pływak „ama”, będący w tym czasie po stronie zawietrznej! Spróbowaliśmy więc wiosłować do brzegu, co dopiero po dłuższej chwili przyniosło pożądany rezultat. Im bliżej brzegu, tym wiatr był o wiele słabszy. Z zadyszką, ale jednak, dobrnęliśmy, na płytką wodę, gdzie mogliśmy podnieść, czyli zwinąć żagiel i odwrócić łódź, na właściwy hals, pływakiem „ama” na nawietrzną, chociaż podczas wychodzenia na tzw. bezpieczną wodę, znów chciało nam zawiewać od drugiej strony! Wróciliśmy z żaglem lekko zarefowanym, za pomocą lekkiego uniesienia bomu i przełamania jego profilu zawietrzną gejtawą. Wbrew pozorom, żegluga była, znowu, bardzo szybka! Później mieliśmy się dowiedzieć, jak powinniśmy postąpić, by odwrócić proa pacyficzne, na właściwy hals. (Polinezyjscy Uczeni w Piśmie mówią, że choćbyś złamał wiosło i tak nim proa nie odwrócisz) Trzeba, jednocześnie, podnosić żagiel gejtawami do rei, ale nie luzować zbytnio szota żagla, aby ten stale pozostawał napięty, spełniając rolę wanty, dla niechronionego wantami od tej strony masztu. Zwinięty żagiel ustawi się z wiatrem i dalej będzie można wrócić na właściwy hals. A dlaczego to się w ogóle wydarzyło i po co używać tak niedogodnych łodzi, jak proa? Proa pacyficzne, zasadniczo żeglują po wodach bardziej otwartych, z pływakiem „ama” zawsze po stronie nawietrznej, gdzie ujawniają swoje zalety, ale nie zbliżają się, bez powodu, do wysokich brzegów, gdzie spotykają zawirowania wiatru. „Backwind”, nie zdarza się często, a żeglarze proa potrafią łatwo wychodzić z takich opresji. Do żeglowania bliżej brzegów, Polinezyjczycy stosują również łodzie proa i katamarany, które halsują podobnie do tych, które znamy u nas w Europie.

W piątek 29 lipca, mieliśmy wizytę Grzegorza (z pieskiem Milo) i jego drewnianej, tradycyjnej, kaszubskiej łodzi „Struga” z ożaglowaniem rozprzowym. Dzięki Grzegorzowi, mogliśmy pożeglować z nim, tą piękną łodzią, a mnie udało się zasiąść za sterem. Wielka, naprawdę wspaniała frajda! Kilka dni wcześniej, podczas regat kaszubskich łodzi, inna łódź wybiła dziurę w lewej burcie „Strugi” swoim bukszprytem. Niedługo pewnie nastąpi naprawa, ale my żeglowaliśmy z tą dziurą. Na szczęście, dziura była wysoko nad linią wodną, tuż pod nadburciem, chociaż w dużym przechyle, na prawym halsie, mogłoby to wyglądać inaczej...

Warto wspomnieć, że najmłodszy uczestnik Zlotu, Remek, ma 5 lat, uczestniczy już trzeci raz i żeglował na wszystkich jednostkach, a także swoim bączkiem „Queen”, typu Perkoz z żaglem kleszcze kraba! „Queen” zbudowała kiedyś Pola, mając 10 lat, pod czujnym okiem swego Taty – obydwoje z katamarana „Aloha Miłego Dnia”.

Dziękujemy Wszystkim, z którymi mogliśmy się spotkać, na Zlocie i przy okazji Zlotu – stałym bywalcom i tym nowo poznanym! Dziękujemy organizatorom, szczególnie Januszowi Ostrowskiemu, Pawłowi Kowalskiemu i Dobremu Duchowi – Lechowi Nowakowi!

Nie wolno zapomnieć, że na Zlot, pomimo trudności opisanych wcześniej, przyjechaliśmy dzięki uprzejmości mojego Brata Ciotecznego, który pożyczył nam swój dwudziestotrzyletni samochód, Daewoo Lanos, który chodzi, jak zegarek! Dziękujemy!

Aloha!


Poniżej - zdjęcia Kasi i moje:

1. czeski trimaran przed
2. i po wypadku - na burcie "Aloha Miłego Dnia"
3. Misiek w cieniu "Miruna Pjoa"
4. proa Pjoa Laguna2 z Wrocławia
5. i 6. z rejsu katamaranem "Aloha Miłego Dnia" do Kuźnicy 
7. wrocławska proa Pjoa Laguna2 i dwa katamarany wyruszają na Hel
8. za serem "Strugi", w tle "Aloha Miłego Dnia"
9. prototypowy katamaran Pjoa Cat600

Reszta zdjęć jest w albumie pod linkiem














Komentarze

  1. Świetna relacja! Mała uwaga - na zdjęciu nr 4 to chyba raczej Kasia i Daniel na swojej "Te mana whaine me te tane" a nie nasza wrocławska Flądra :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję 😁
      To na pewno nie oni. Prawdopodobnie więc druga Pjoa Folk z żaglem od Laguny - czyli Paweł albo Mateusz. Pjoa Folk Kasi ma kremowy żagiel z prostymi rejkami - można znaleźć wiele zdjęć pod podanym linkiem! 😀
      Aloha!

      Usuń
  2. Super napisane.
    Po żaglu na giętych drzewcach i z tkaniny poliestrowej spoznaję Folk Pjoa Pawła.
    Na pokładzie widze Kasię i raczej Pawła niż Mata, sądząc po kolorach kamizelki asekuracyjnej.

    Milan odezwał się jak już dojechali do domu i diagnostyka na miejscu potwierdziła u Bożeny tylko silne stłuczenie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję 😀
      A więc Pjoa Folk Pawła!
      Świetna wiadomość dotycząca diagnozy -można się spodziewać, że obejdzie się bez operacji!
      Aloha!

      Usuń

Prześlij komentarz