W minionym sezonie, po raz pierwszy na naszym GIS-ie "Uitwaaien" pojawił się wiatrowskaz. Wiadomo, że można i pewnie każdy, szanujący się żeglar,z powinien zrobić go sobie samodzielnie, ale mój został kupiony w żeglarskim sklepie internetowym.
Pierwsze, co mnie w nim zastanowiło, to brak zrównoważenia. Chorągiewka wiatrowskazu, po ustawieniu osi w pozycji poziomej, nie powinna przeważać. Dodałem więc sporą grudkę plasteliny i wiatrowskaz został zrównoważony, ale tylko "na chwilkę", bo powinno się tam zamocować przeciwwagę na stałe. Ale drucik z nierdzewnej stali, z której zrobiony jest szkielet wiatrowskazu, raczej "nie pomaga" w lutowaniu czy przyklejeniu przeciwwagi. Na szczęście, podczas silnego wiatru, żadna przeciwwaga nie jest potrzebna. Tylko czy wtedy, naprawdę potrzebny mi jest wiatrowskaz?
Ważny temat, to miejsce zamontowania wiatrowskazu. Zastanawiałem się trochę, gdzie powinienem go zamocować... Jednym z rozważanych miejsc był, oczywiście, top masztu, ale zrezygnowałem z tego, wydawałoby się, najbardziej naturalnego pomysłu, a powody miałem dwa. Po pierwsze, podczas stawiania i kładzenia masztu, delikatny przyrząd, jest bardzo łatwo uszkodzić, a stawianie i składanie masztu jest za każdym razem, podczas przygotowania i po zakończeniu żeglugi. A po drugie, aby obserwować wskazania wiatrowskazu, trzeba bardzo wysoko zadzierać głowę, a to wygodne nie jest. Wybrałem więc inną lokalizację - na dziobie łódki. Przy kursach na wiatr, wiatrowskaz jest w strefie możliwie niezakłóconego wiatru, a po drugie jest stale w polu widzenia, bez niewygodnego zadzierania głowy. Po jego zamocowaniu, wiatrowskazów miałem więc już dwa - bo pierwszym była bandera na flagsztoku, znakomita do oceny kierunku wiatrów z ćwiartek rufowych.
Jak sprawdza się mój wiatrowskaz w praktyce? Tak sobie. Prawdopodobnie, bardzo podobnie radzę sobie z oceną kierunku wiatru, bez niego. Liczyłem na jego pomoc szczególnie w wiatrach bardzo słabych i wtedy często pokazywał mi to, co wiedziałem bez niego - pomimo zrównoważenia, a może dzięki niemu, wtedy kiedy sam nie umiałem określić kierunku wiatru, wiatrowskaz obracał się wokół własnej osi w kółko...
Chyba ze dwa razy, podekscytowany bliskością naszego brzegu, nasz piesek Misio, wyskakując z łodzi przez dziób, zgiął mocno oś wiatrowskazu. Na szczęście, nie uszkadzając sam siebie! Urządzenie jest montowane przed wodowaniem lub wyruszeniem od brzegu i po powrocie na plażę, ale dopiero po "zaparkowaniu". Poza tym, powiedzmy, że urządzenie się w praktyce sprawdza i pozostanie zamontowane, dopóki nie ulegnie zniszczeniu, albo nie będzie wcześniejszej decyzji o jego usunięciu.
Na zdjęciu poniżej: wiatrowskaz z plastelinową przeciwwagą (photo: Wiktor K.)
Komentarze
Prześlij komentarz